środa, 26 marca 2014

Chapter seven. “Messing with my head this fear”

                Obudziłam się rano. Wstałam z łóżka, a z szafy wyjęłam ciuchy na dzisiaj. Poszłam
do łazienki i przebrałam się. Rozczesałam włosy, a rzęsy przejechałam tuszem do rzęs.
Chwyciłam telefon i zeszłam na dół. Uszykowałam sobie kanapki z sałatą, serem, szynką i ogórkiem, a do tego zrobiłam sobie kakałko. Zjadłam pierwszą i zaczął dzwonić mój telefon. „Mama”. Odebrałam .
- Halo? – zapytałam.
- Cześć kochanie, chciałam ci powiedzieć, że nie wrócimy jutro – powiadomiła mnie.
- Ok. W takim razie widzimy się jutro – powiedziałam do niej z uśmiechem na ustach.
- Papa – odpowiedziała.
Rozłączyłam się i dokończyłam moje śniadanie. Wypiłam kakao i wyszłam z domu, wcześniej biorąc telefon do ręki. Ruszyłam w kierunku parku. Puściłam sobie w słuchawkach „No Name” i powoli szłam po drodze kopiąc kamyk. Gdy tak szłam myślałam o wszystkim i o tym co teraz ze sobą zrobić. Skończyłam szkołę więc trzeba by się usamodzielnić. Po kilku minutach doszłam do parku. Usiadłam na ławeczce i oparłam się wygodnie na oparciu. Pogrążyłam się w myślach, patrząc w niebo. Piosenka się skończyła, a potem następna i kolejna. Przy czwartej z rzędu ktoś zasłonił mi oczy dłońmi. Nie domyśliłabym się kto to gdyby nie te perfumy…
- Dzień dobry Harry – uśmiechnęłam się i obróciłam głowę w jego stronę.
- Skąd wiedziałam, że to ja? – zdziwił się i usiadł koło mnie.
- Magia, a tak w ogóle to co tu robisz? – zapytałam.
- Poszedłem się przejść do parku – wyjaśnił.
- Aha – odpowiedziała mu i z powrotem podniosłam głowę ku niebu.
- O czym myślisz? – zapytał po chwili ciszy.
- O niczym – odparłam powoli.
- Powiadasz? – zaśmiał się.
- Powiadam – szturchnęłam go lekko w ramię.
Przez jakieś dwadzieścia minut siedzieliśmy w zupełnej ciszy. Nagle lokers zaczął mruczeć pod nosem jakąś melodię. Po chwili słuchania rozpoznałam ją.
- Trying hard to fight these tears
Próbuję walczyć z tymi łzami
I'm crazy worried
Jestem szalenie zmartwiona
Messing with my head this fear

Strach miesza mi w głowie
I'm so sorry

bardzo mi przykro
You know you gotta get it out

Wiesz że musisz to z siebie wydostać

I can't take it
Nie mogę tego znieść
That's what being friends about

To jest coś znajomego* – zaśpiewałam.
- Znasz to? – zdziwił się.
- No oczywiście, że tak – prychnęłam.
- Tak w sumie to genialnie śpiewasz – pochwalił mnie.
- Dziękuje, ale nie wydaje mi się – uśmiechnęłam się.
- Ja wiem lepiej – pokazał mi język.
- Chyba nie – odpowiedziałam.
- Zobaczymy jeszcze –spojrzał w górę w niebo.
- Wracamy do domu? – zapytałam chłopaka.
- Tak, ale mam ochotę na lody – poinformował mnie.
- Po drodze jest taka fajna budka z lodami – powiedziałam.
- Ok. to idziemy – wstał z ławeczki.
Poszłam w jego ślady i ruszyliśmy w kierunku budki z lodami. Był tam taki miły siwy pan.
- Dzień dobry – przywitałam się.
- Ooo… kogo moje oczy widzą – uśmiechnął się do mnie – to co zwykle? – zapytał.
- Tak, a Harry ty na co masz ochotę? – zwróciłam się do lokers.
- To co ty – odpowiedział.
- W takim razie dwa razy to co zwykle – odpowiedziałam panu.
- Już się robi – mrugnął do mnie.
Po chwili w dłoni trzymaliśmy już trzy gałki lodów śmietankowych, truskawkowych i malinowych z polewą.
- Dziękujemy – podałam mu banknot żeby zapłacić za lody.
- Chwila, chwila ty jesteś Harry Styles z tego zespołu który kocha moja wnuczka? – zapytał wskazując mojego towarzysza.
- Tak to chyba ja – odpowiedział.
- A czy mógłbyś mi dać dla niej autograf? – zapytał.
- Oczywiście – odpowiedział i zaczął podpisywać kartkę dla Jane.
Lubiłam tą małą, zresztą pana Toma też. Mieszkał na tej samej ulicy co ja i był dobrym znajomym mojej rodziny. A wracając do Jane to miała 13 lat i była Directioners. Często zabierałam ją do kina czy na spacery, a kiedy była młodsza bawiłam się z nią na placu zabaw. Była miłą i uroczą dziewczynką o brązowych włosach i ciemnych oczach. 
Harry dał mężczyźnie autograf, pożegnaliśmy się z nim i poszliśmy do domu.
Po 20 minutach byliśmy już na miejscu. Stwierdziłam, że odwiedzę chłopaków. Poszłam więc z Hazzą do Nialla. Chłopcy siedzieli na kanapie w salonie wgapieni w ekran telewizora na którym dwaj kolesie grzebali coś w Harleyu.
- Hejka chłopcy – przywitałam się.
- Ami! – wydarli się i rzucili na mnie.
- Chłopcy nie widzieliśmy się parenaście godzin, a zduszacie mi żebra – zaśmiałam się.
- Sorki – przeprosili i wstali ze mnie.
Niall spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Odwzajemniłam gest.
- Co to za uśmieszki – zauważył Louis i usiadł koło mnie na kanapie.
- Jakie znowu uśmieszki, po prostu uśmiechnęłam się do mojego przyjaciela – oburzyłam się.
- Tiaa – odpowiedział tylko.
Pokręciłam głową i przełączyłam telewizor na MTV.
- Ej – krzyknął Zayn – oglądałem to.
- Dobrze powiedziałeś „oglądałem”, a jak dobrze mnie w szkole uczyli to jest to czas przeszły – stwierdziłam i zaczęłam bujać się w rytm muzyki.
Skrzyżował ręce na piersiach i usiadł na ziemi. Zaśmiałam się z niego. Na następnej piosence również zaczął kiwać głową do rytmu. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. Spojrzałam na telefon i zobaczyłam tam godzinę 1530.
- Ami mamy dla ciebie prezent – zaczął w pewnym momencie Niall.
Spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem.
- Jaki znowu prezent? – zapytałam.
W tym momencie otrzymałam niebieską kopertę.
- Co to? – zapytałam.
- Otwórz to się dowiesz – powiedział Liam i uśmiechnął się.
Otwarłam powoli kopertę i wyjęłam kartkę. Czytałam to co było tak napisane…
- CO?! Bilet lotniczy do Polski?! – krzyknęłam.
- No mówiłaś, że chciałaś pojechać na ten turniej Marianny no to… – wyjaśnił mi Zayn.
Do moich oczu napłynęły łzy. To co zrobili było cudowne. Znam ich parę dni, a oni zrobili dla mnie tak wiele.
- Ami nie płacz – powiedział Malik i przytulił mnie.
Wtuliłam się w niego niczym mała dziewczynka, a on pozwolił mi moczyć sobie zieloną koszulkę.
- Chłopcy to jest, cudowne… Dziękuje wam, jeszcze nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego – przyznałam.
- Oj, to nic takiego – powiedział Hazz.
- A wiesz co jest w tym najlepsze? – zapytał mnie Lou z dziwnym uśmieszkiem.
- No co?
- To, że lecimy tam wszyscy razem – zaśmiał się.
- Na serio? – zapytałam.
- Tak na serio, młoda – odpowiedział Horan.
Rzuciłam się na nich i zrobiliśmy wspólnego misiaczka.
- Kocham was! – krzyknęłam.
- My ciebie też – odpowiedzieli i wzmocnili swój uścisk.
Zeszli ze mnie i wyszliśmy na taras. Położyliśmy się na trawię głowami do siebie.
- To kiedy jest ten lot? – zapytałam.
- W czwartek o 1515  musimy być na lotnisku – wyjaśnił mi Li.
- Mhm, a gdzie będziemy mieszkać?
- U twojej babci – powiedział obojętnie Hazz.
- U. Mojej. Babci? – zdziwiłam się mega.
- Noo – zaśmiał się.
- A jak się z nią skontaktowaliście?
- Twoi rodzice do niej zadzwonili i powiedzieli że akurat jadą do sanatorium i dom będzie pusty.
- RODZICE! – zerwałam się.
- Co z nimi? – przeraził się Horan.
- Jutro wracają – wyszeptałam.
- No i… - nadal nie rozumiał.
- No i muszę ogarnąć dom – wyjaśniłam powoli.
Zaczęli się śmiać.
- Jeny już myślałem, że coś im się stało – powiedział Lou łapiąc się za serce.
- Tak, tak to wy się tu śmiejcie, a ja idę sprzątać – oznajmiłam i wstałam z ziemi.
- To do zobaczenia – pomachali mi.
- Pa – odmachałam im.
Poszłam do siebie, otworzyłam drzwi i przeszłam do salonu. Wszystkie sztućce itp. zaniosłam do kuchni i wsadziłam do zmywarki po czym włączyłam ją. Wróciłam do pokoju i włączyłam na wieży płytę z polskimi piosenkami. Zaczęłam sprzątać podśpiewując do nich. Odkurzyłam podłogę, starłam kurze, a wszystkie śmieci wyrzuciłam do śmieci. Po skończonym salonie umyłam jeszcze podłogę i przeszłam na górę. W gościnnym porządek, u rodziców też, łazienka czysta, mój pokój… syf jak cholera. Westchnęłam głośno i zabrałam się za sprzątanie. Gdy był w miarę porządek zabrałam się za układanie w szafie. I w ten sposób po 2 i pół godzinach w całym domu miałam porządek. Stwierdziłam, że mogę się już spakować, żeby nie musieć tego robić na ostatnią chwilę. Po godzinie byłam już praktycznie gotowa, w czwartek będę musiała tylko dopakować te najpotrzebniejsze rzeczy.
Położyłam się na łóżku i wzięłam się za czytanie książki, by ją dzisiaj skończyć, miałam tylko nadzieję, że dzisiaj nikt mi już nie przeszkodzi w tym.
Po półtoragodzinnym czytaniu udało mi się skończyć. Odłożyłam książkę na półeczce po czym poszłam do łazienki się wykąpać. Umyłam włosy truskawkowym szamponem i wyszłam z kabiny. Wytarłam się i wsmarowałam w ciało kokosowy balsam. Przebrałam się w piżamkę i wróciłam do siebie. Położyłam się pod kołdrę. Już prawie zasypiałam gdy dostałam smsa. Spojrzałam na wyświetlacz i sobaczyłam „Zayn”. Odblokowałam telefon i przeczytałam wiadomość: „Dobrej nocki Ami ;p”.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i odpisałam: „Kolorowych snów, Zayn .” Położyłam głowę z powrotem na poduszce i przeniosłam się w objęcia Morfeusza.







____________________________________________________

Dziękuję wszystkim za komentarze pod poprzednim rozdziałem :D




 5 komentarzy = nowy rozdział

5 komentarzy:

  1. Jejku rozdzial swietny <3 Nie mogę się doczekać lotu do Polski i mina Marianny jak zobaczy 1D ;D Czekam na nn xx Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się, pisz dalej :)))
    Pozdr
    A

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ! ^^
    I te sms'y na dobranoc <3
    Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. mam piąty kom! :D dawaj nexta! ♥

    OdpowiedzUsuń