niedziela, 27 lipca 2014

Chapter fifteen. “See you”

Obudził mnie budzik dzwoniący o 8:30 , dzisiaj wracamy do Irlandii.
Kiedy tylko otworzyłam oczy przypomniały mi się wydarzenia z wczorajszego wieczora. Co teraz będzie z naszą przyjaźnią? Dobrze, że się w porę opanowałam i wyszłam stamtąd nim doszło do tego durnego pocałunku. 
Wstałam z łóżka i poszłam do pokoju wybrać jakieś ciuchy na dzisiejszy dzień. Tutaj było ciepło, ale wracamy do deszczowej stolicy UK. W końcu się zdecydowałam. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki po drodze spotykając Horana.
- Hejka Ami – przywitał się.
- Hej – odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
- Zejdź za chwilę na dół, zrobiliśmy śniadanie – oznajmił.
Weszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic. Przebrałam się w jasne dżinsy, niebieską bluzkę z Cookie–Monster. Uczesałam włosy w warkoczyka i zrobiłam sobie delikatny makijaż, po czym wróciłam do siebie. Na rękę założyłam niebieską bransoletkę. Gotowa zeszłam na dół, gdzie siedziała już cała piątka chłopaków.
Gdy weszłam cztery pary oczu skierowały się w moją stronę.
- Siemka – powiedziałam siadając koło Liama.
- Hej – odpowiedzieli razem, a Zayn tylko mruknął coś pod nosem.
- Smacznego – uśmiechnął się Hazz stawiając przede mną talerz z omletem z dżemem truskawkowym nałożonym na kształt uśmiechniętej buzi. Urocze.
- Dziękuje – posłałam mu delikatny uśmiech – a tak w ogóle to gdzie dziewczyny?
- Poszły do domu, powiedziały że przyjdą na lotnisko – odpowiedział Loui.
Zabrałam się za jedzenie. Czułam na sobie wzrok mulata, ale bałam się spojrzeć w jego stronę. Kiedy skończyłam moje dzisiejsze śniadanie, podziękowałam chłopakom.
- Dobra, ja idę się do końca spakować i widzimy się tutaj za 35 minut, co? – oznajmił Lou.
- Spoko, ja też muszę się dopakować – odpowiedziałam.
Pomachałam im i w towarzystwie pasiastego udałam się na górę. Gdy byliśmy już w połowie schodów chłopak zapytał:
- Nie wiesz może co się stało Zaynowi?
- A czemu? – zdziwiłam się.
- Dziwnie się zachowuje od wczoraj. Chodzi jakiś smutny, przygnębiony, nawet z nami nie rozmawia. Nie śmieje się, boje się o niego – spuścił głowę.
- Nie martw się Lou, na pewno wszystko się wyjaśni, może ma jakiś zły dzień. Dajmy mu spokój – położyłam mu rękę na ramieniu.
- Dzięki – pocałował mnie w policzek i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
Ruszyłam w kierunku swojego. Czyli jednak dla niego wczoraj też coś znaczyło. Debilko! Weszłam do pokoju i zabrałam się za pakowanie.
Po pół godzinie byłam już gotowa. Ubrałam na nogi szare skejty, a na głowę ubrałam niebieską czapkę z tym samym motywem co bluzka. Spojrzałam smutnym wzrokiem na mój ukochany pokoik i wyszłam z niego. Chwyciłam rączkę walizki i ruszyłam w kierunku schodów, po czym powoli z nich schodzić.
Gdy zeszłam chłopaków jeszcze nie było. Wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon i sprawdziłam godzinę, 10:23 . Schowałam z powrotem na swoje miejsce i oparłam się o walizkę postawioną przy ścianie. Nie czekałam nawet 10 minut gdy w korytarzu stała już cała piątka gotowa do drogi. Wyszliśmy z domu, wcześniej go zamykając i wsiedliśmy do zamówionych taksówek. Powiedziałam kierowcom gdzie mają się udać i już po chwili staliśmy w hali odpraw na lotnisku.
Stałam w kolejce czekając na moją kolej, gdy nagle poczułam, że ktoś zasłonił mi oczy. Dotknęłam dłoni tej „tajemniczej osoby” i najechałam swoimi na jej nadgarstek.
- Też będę za wami tęsknić dziewczyny.
Po czym obróciłam się i mocno przytuliłam stojące za mną wariatki. Pola i Mania miały łzy w oczach, zresztą ja tak samo.
- To fajnie, że przyleciałaś – zaczęła Mania.
- Ale szkoda, że już wylatujesz – dodała Pola.
- Przecież niedługo na pewno się zobaczymy – pocałowałam obydwie w policzek. „Pasażerowie lotu do Mullingar, do Irlandii, proszeni są o podejście do bramki nr 3, dziękuje” usłyszeliśmy z głośników.
Jeszcze raz mocno je przytuliłam, chłopcy zrobili to samo i udaliśmy się w kierunku naszej bramki. Odprawa trwała i trwała, a ja z każdą chwilą coraz bardziej chciałam tu zostać. No, ale w końcu nadeszła i moja kolej. Pokazałam bilet i paszport po czym przeszłam dalej i czekałam na chłopaków.
- Ok. To możemy iść do samolotu – powiedział Hazz kiedy doszli już wszyscy.
- Spoko – uśmiechnęłam się do nich.
Przecież nie będę im przez dwie i pół godziny zamulać w samolocie bo mnie wyrzucą przez to okienko.
Hmm… swoją drogą to ciekawe czy bym się przez nie zmieściła. Gruba nie jestem, no ale chyba nie dałabym rady. Amelia, o czym ty dziewczyno myślisz. Zrobiłam facepalma, a chłopacy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Pokręciłam głową i machnęłam ręką. Weszliśmy na pokład i zajęłam miejsce należące do mnie, reszta o czymś rozmawiała po cichu, ale nie chciało mi się słuchać więc wyjęłam z torby słuchawki i po chwili po moim ciele rozchodziły się pierwsze nuty SBS – „Przeważnie”. Zamknęłam oczy i przeniosłam się w krainę muzyki.
Nagle ktoś wyjął mi słuchawkę z prawego ucha, spojrzałam zdziwiona w tą stronę i zobaczyłam nieśmiało uśmiechającego się do mnie mulata.
- Możemy pogadać? – zapytał.
- Jasne – powiedziałam i zdjęłam słuchawki.
Nabrał głośno powietrze do płuc i przeniósł wzrok na swoje dłonie.
- Bo ja chciałem ci przeprosić za to jak się zachowałem. Po prostu mnie poniosło, wiem, że to nie usprawiedliwia mojego zachowania, ale ja naprawdę przepraszam – spojrzał na mnie smutnym wzrokiem – mam nadzieję, że to nie zmieni między nami relacji.
- Nie gniewam się za to – uśmiechnęłam się lekko – mimo to nadal traktuję cię jak przyjaciela – rozłożyłam ręce – to co, misiaczek? Chłopak zaśmiał się i mocno mnie przytulił.
- Jeszcze raz przepraszam – szepnął mi do ucha.
- Nie rozmawiajmy już o tym Zayn – odszepnęłam. Trwaliśmy w uścisku jakiś 10 minut. On głaskał mnie po plecach, a ja bawiłam się końcówkami jego włosów wdychając przy tym cudowny zapach jego perfum pomieszanych z ledwie wyczuwalnym zapachem tytoniu. Wiem, że stara się ograniczyć palenie i że jest mu z tym ciężko, ale daje radę i jestem z niego dumna. Po jakimś czasie odsunęliśmy się od siebie, a on posłał mi miły uśmiech.
Wyjął z torby Nike słuchawki i podłączył do swojego IPhone’a. Przymknął oczy i oparł głowę o zagłówek w fotela. Zabrałam mu lewą słuchawkę i włożyłam do swojego ucha słyszałam dźwięki „I gotta felling”. Posłałam mu szeroki uśmiech, który odwzajemnił. Słuchałam jego playliste. W pewnym momencie położyłam głowę na jego ramieniu, a on oparł swoją głowę na mojej. Przymknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy zmorzył mnie sen.

_______________________________________
Tak więc wracam z nowym rozdziałem, który mam nadzieję że wam się spodoba :)
Wiem, że miałam dodać go już dawno, ale nie było mnie w domu i nie miałam dostępu do mojego laptopa, gdzie był zapisany.
Chciałam podziękować osobom, które pomogły mi zrozumieć, że nie warto przejmować się takimi komentarzami, bo tym ludziom zależy tylko na tym abyśmy upadli. Tak więc OGROMNY HORAN-HUG  dla osób, które napisały te wszystkie miłe komentarze i wiadomości na moim asku, a szczególne podziękowania należą się Oldze959 (na której bloga serdecznie zapraszam :D).
Życzę miłego czytania i mam nadzieję, że skomentujecie.

xoxo